wu wszystko na siebie, znajdując że on tylko mógł oszczędnie i przyzwoicie ucztę przygotować.
W istocie też wybrał restauracyę niewykwintną, której całą zaletę stanowiło, że miała rodzaj ogródka z tyłu, a w nim altanki wijącemi się roślinami okryte, w których na świeżem powietrzu można było w cieniu spędzić godzin parę.
Zawczasu kapitan Arnold z kolegą Tatianowiczem, małym, okrągłym człeczkiem, z czerwoną pyzatą twarzą, obwisłemi policzkami i takiemiż wąsami wyczernionemi jak Zanosza — stół wino i siedzenia przygotowali.
Tatianowicz równie się młodości wyrzec nie życzył pono jak kolega kapitan, czernił resztę włosów, które przy świetle miały barwę bronzową, i ściskał się paskiem tak, że mu nieustannie krew biła do głowy.
Specyalnością Tatianowicza było, oprócz dobrego humoru, zbieranie wszelkich możliwych proroctw i przepowiedni, cudownych objawień i wszystkiego co przyszłość miało odsłaniać.
Wierzył on jak najmocniej że miały się za jego żywota jeszcze dokonać takie przemiany w Europie, o jakich nikt ani marzył.
— No, zobaczycie! — mówił — wierzcie nie wierzcie, a wszystko się sprawdzi.
Spis proroctw łacińskich, francuzkich, polskich, w różnych językach, własnoręcznie na ma-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/210
Ta strona została skorygowana.