rozczulać się, litość swą i dobre serce często szorstko ale czynnie okazywała.
W ruchach miała coś męzkiego jak w twarzy. Dwoje swych dzieci wyposażywszy, córkę dawszy za mąż do Lyonu, synowi handel urządziwszy w miasteczku na prowincyi, pani Durand sama (nie chcąc się zdać na dzieci) prowadziła dalej handel, na którym dobrze wychodziła.
Nie trzymała rzeczy zbytkownych, tylko pierwszego użytku, niezbędnej potrzeby — to co wedle jej wyrażenia, mogło się sprzedawać jak chleb.
Obdarzona doskonałym apetytem, pani Felicya wyglądała zdrowo; pomimo lat miała jeszcze białe i całe zęby — i choć mocno nieładna, niemal dla każdego była sympatyczną.
Wesoły humor pokrywał u niej i troski i niesmaki nieodłączne od życia, lubiła też towarzystwo męzkie i kobiece, ludzi tak jak ona usposobionych.
Na ten dzień wystąpiła pani Durand uroczyście strojna, w jedwabiach, w łańcuchach, w pierścieniach, jak na zamożną mieszczkę przystało.
Naprędce potrzebując najmniej dwie jeszcze zwerbować towarzyszki, bo kapitan prosił jej o to, wzięła ze sobą starą pannę mieszkającą z nią razem, brzydką a gadatliwą i jak ogień sprytną, którą zwano panną Julią, a — że się więcej nikt nie nastręczał, oprócz właścicielki ma-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/212
Ta strona została skorygowana.