skiego. Piękna pani Adela zajmowała w nim apartamencik na drugiem piętrze, dzięki jej zabiegliwości bardzo wytwornie ustrojony. Moda starożytnych fraszek różnych i wyrobów sztuki, oddawna już się w Paryżu szerzyła. Pani Perron szło o to aby okazać smak i zaimponować swem mieszkaniem. Z wielką zręcznością po licytacyach, po małych kramikach antykwarskich, nabywała brie à brac — i salonik jej, gabinet, pokój jadalny, całe były przybrane w meble, cacka, porcelanę i bronzy, które niewiele kosztując, dla nieznawców dawały wysokie o zamożności i guście pojęcie.
Muzykalna — à ses heures — miała piękne pianino, kilka obrazów — a nawet podarty gobelin w sypialni.
Godzina, w której się zjawił dnia tego Florek, nie była jego zwyczajną. Zdziwiło to gosposię, która właśnie miała coś do czynienia ze służbą, lecz prędko ją odprawiwszy, rzuciła się na kanapkę — bez ceremonii małe nóżki wyciągając i ziewając szeroko.
— A! co za pańszczyzna! co za nieznośna pańszczyzna — poczęła śmiejąc się. — Ani dnia, ani nocy. W końcu sprzedam tę budę i wyniosę się na wieś! Przepadam za wsią!
Małdrzyk siedzący tuż na krzesełku milczał.
— A wy? — spytała.
— Wieś mi nadto przypomina — odezwał się.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/234
Ta strona została skorygowana.