Jak pszczółka brał tylko miód z kielichów wiedzy i leciał dalej.
W towarzystwie nie było nad niego milszego człowieka, kobiety przepadały za nim. Lecz, rzecz szczególna, gdy przy pierwszem spotkaniu obudzał zwykle najgorętsze sympatye, zawracał głowy, poruszał serca — wszystkie te pasye, które tak łatwo wzniecał — nie trwały.
Nie było może mniej do siebie podobnego rodzeństwa nad pannę (niegdyś) Natalię i jej brata. Jedno z nich wzięło rysy i charakter ojca, drugie matki. Siostra nie była piękną, ale energiczną, żywą i więcej chcącą panować niż się przypodobać. Mężczyzni długo się jej lękali i — choć miała starających się wielu, zamąż jej wyjść było trudno, pomimo że przywiązany do niej brat usilnie jej do wydania się dopomagał.
Dwadzieścia kilka lat mając panna Natalia już była tak upokorzoną tem i zniecierpliwioną, że sobie męża dotąd nie znalazła, iż w końcu wybór zrobiła, który ani bratu ani dalszej rodzinie nie przypadł do smaku.
Pan Zygmuut Kosucki, dosyć postawny i przystojny mężczyzna, dawniej podobno wojskowy, rodziny zupełnie nieznanej w okolicy, opowiadający się z Mazowsza, a nie mający nic oprócz dość przyzwoitej powierzchowności — poznał pannę Natalię na jakimś balu w okolicy. Znajomość poufalsza w ciągu trzech dni trwania
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/24
Ta strona została skorygowana.