Na chwilę zapomniał się, był oczarowany.
Koń! konie! ta dawna miłość jego, od której go los odsadził! Łzy prawie poczuł na oczach.. Siąść na konia, lecieć — jakie to było szczęście. Drżał cały ze wzruszenia. Ochota go brała niemal skoczyć do cyrku i pochwycić jednego z tych cudnych siwoszów, na którym jak srebrna mora włos świecił.
Rzucano bukiety, bito w dłonie, miss Jenny uśmiechała się, skłaniała z wdziękiem, rzucała oczyma, nie opuszczając swojego niebezpiecznego stanowiska.
Dopóki była w arenie, nikt słowa nie przemówił, de Lada też cały wychylony pożerał oczyma piękną amazonkę, dopiero gdy znikła, a intermezzo poczęły clowny, Micio siadł ocierając pot z czoła.
— A co? — spytał — nie bóstwo to? nie cud? Ale, zobaczysz pan ją zbliska. Po skończeniu widowiska zaprowadzę pana do dyrektora i do niej. Trzeba żebyś się poznał z niemi.
Miss Jenny, oprócz tego zdumiewającego talentu, jest pełna dowcipu — mówi czterema czy pięcią językami — osoba bardzo dystyngowana. Mówią że lord Quercy formalnie się jej oświadczył i odmówiła bo kładł za warunek aby nie występowała, a ma formalną do koni namiętność.
— O! konie! konie! — westchnął Florek — do-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/274
Ta strona została skorygowana.