Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/284

Ta strona została skorygowana.

o panią Perron, która na nim pewne wrażenie uczyniła, a że dosyć lekceważąco mówił o niej, Małdrzyk chcąc ją lepiej w jego opinii postawić, powiedział mu, że wdówka była hotelu nie dzierżawczynią, jak sądził, ale właścicielką i że bliżej znający jej interesa, szacowali ją co najmniej na parękroć sto tysięcy franków.
— Ho! ho! — zawołał Micio — gdyby to prawda była, pani Perron byłaby smacznym kąskiem. Ładna, roztropna, niestara — i parękroć stotysięcy gotówki dla człowieka co pieniędzmi umie obracać... możnaby się z tego milionów dorobić.
Małdrzyk poruszył ramionami i dodał chłodno:
— Na co miliony, dośćby było tych parykrociów ażeby żyć spokojnie i bez troski!
— O! ja potrzebuję milionów! — odparł Micio, bez tego nie mogę żyć!
Rozstali się bardzo przyjacielsko.


Małego znaczenia wypadek ten z koniem, zabrana znajomość z artystami cyrkowemi, większy miały wpływ na p. Floryana niż on sam przewidywał.
Jeszcze bardziej zraził się od pracy nudnej przy stoliku — coś go ciągnęło do konia i do ro-