Apartament był wprawdzie szczupły i znajdował się w małym domku, który miss Jenny sama jedna zdawała się zajmować — lecz było to cacko prawdziwie książęce.
Wszystko co na przepych paryzki się składa — własne czy pożyczone — znajdowało się w wykwintnie i z pewną oryginalnością wystrojonych pokojach. Salonik był cudnie przybrany kwiatami, dywanami, bronzami i fraszek kosztownych tysiącem, jadalnia cała w szafach rzeźbionych. Lokaj w liberyi posługiwał. Służba dość liczna się kręciła. Amazonka tu wyglądała jeśli nie na wielką panią (tak niedoświadczony Florek ją nazwał w duchu) — to na wielką loretę, nawykłą przyjmować książąt i amerykańskich bogaczów.
Małdrzyk, który przybył jeszcze czując się niemal wielkim panem — zmalał nagle i jego kilka tysięcy franków stopniały w wyobraźni posiadacza do nieznaczącej odrobiny.
Miss Jenny, w imię tej przyjaźni, którą sobie zamówiła u Florka — mówiła z nim okazując się praktyczną i życzliwą.
Małdrzyk wspomniał jej o tem, że coś otrzymał z kraju. Spytała wprost — wiele to było?
Musiał wyjąknąć sumę, o której posłyszawszy uśmiechnęła się.
— Ale to tak jak nic! — rzekła. — Nie powinno to pana wstrzymywać od ułożenia się z Richardem. On musi mu zapłacić dobrze. Taki —
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/314
Ta strona została skorygowana.