Spojrzała bystro na Małdrzyka, który siedział stężały jakiś, blady, pozornie obojętny, w istocie boleśnie dotknięty.
Szczegóły, które p. Julia przytaczała tak się schodziły i zgadzały z tem co on sam widział i słyszał — a tyle odejmowały uroczej postaci, o której marzył i tak ją spychały nisko.
Gorzko mu się zrobiło.
Perron, która wrażenie to odgadła i była przekonaną, że cios zadany poskutkuje, uznała właściwem złagodzić je, i jak gdyby ją nużyła rozmowa — przerwała:
— A! dosyćże o tym cyrku! Moja Julko, żebyś też nie miała innego na deser przedmiotu.
Zagadnięta natychmiast zwróciła się do najświeższej historyi kryminalnej, o której wszystkie dzienniki szeroko się rozpisywały. Trafem, biedny polak grał w niej rolę, — zdradzony przez kochankę czy żonę, bo to jeszcze było wątpliwem, ranił ją i sam sobie chciał odebrać życie. Uratowano go gdy się rzucił do Sekwany.
Floryan, który od kilku dni dzienników nie miał w ręku, począł dopytywać o szczegóły.
Wedle panny Julii kobieta miała być niewinną, cała wina spadała na zazdrośnika.
— Nie będę go bronił, bo sprawy jego nie znam — rzekł Małdrzyk — lecz... dla biednych wygnańców, sprawiedliwość nawet powinna być względną. Tęsknota, osierocenie, wprawiają ich
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/322
Ta strona została skorygowana.