nalegał, coraz mniej ją znajdując niebezpieczną.
On sam o sobie zawsze w ten sposób humorystyczny donosił — że mu się wcale nieźle działo.
Powodzenie to jednak, o którego szczegółach tylko do Arnolda pisywał, ograniczało się bardzo skromnemi rozmiarami — a zaspokajało Jordana, bo on niewiele wymagał. W jedzeniu i piciu był niemal anachoretą. Nieraz ażeby mieć więcej czasu do przeczytania czegoś, nie szedł na obiad i jadł chleb z serem, popijając szklanką lekkiego wina — przy stoliku — a raczej przy łóżku.
Pracował bowiem, od czego się odzwyczaić nie mógł, najczęściej leżąc.
Wyborny klimat południa, doskonałe owoce Tureny, tanie wino, chleb zdrowy, tryb życia dosyć spokojny, czyniły go szczęśliwym niemal — także bodaj wypiękniał.
Troska o Florka, z powodu stron tajemniczych jego życia, samem trwaniem bez wybuchu, bez widomych następstw, znacznie się zmniejszyła.
Mówił sobie że — Florek się powoli ustatkuje.
W jego położeniu znacznej zmiany nie było, ani też o nią zbytnio się starał. Używano go do korekt, niekiedy dawano mu rękopisma do przerabiania, radzono się, a uczciwi naczelnicy firmy, sami proprio motu — powiększoną pracę starali się wynagradzać. Oszczędny bardzo Jordan raz pierwszy w życiu, niewiedzieć jak w końcu roku
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/329
Ta strona została skorygowana.