znalazł się posiadaczem małego kapitaliku. Stało się to rzeczywiście mimo woli jego, a było skutkiem tego że Jordan życiem się zastosowywał do obyczajów francuzów jednego z nim — stanu i położenia. We Francyi zaś nie ma najuboższego człowieka, któryby nie miał za zasadę, iż coś z dochodu rocznego musi oszczędzić. Biada temu, który zjada co zarobi — według pojęć francuzkich jest to już nędzarz i w istocie prędzej czy później — nędza go czeka.
Każdy wyrobnik stara się coś schować. Jordan żyjąc jak inni, oszczędził też sporą sumkę — ale zachował ją pomyślawszy, że jeśli nie on, to mniej opatrzny Florek potrzebować jej kiedy może.
Do marzeń poczciwego Klesza należało, zrobić wycieczkę do Paryża, niespodziankę Małdrzykowi. Chciał zbliska wpatrzyć się w jego życie. Lecz robota u Mamów tak była zawsze pilna i tyle jej się gromadziło oczekującej na niego, że nawet czasu świąt, na kilka dni oderwać się nie mógł.
Płynął rok drugi, i miał się ku końcowi, a czwarty się zaczynał od wyjazdu ich z kraju. Teraz już zamiast Lasockiej pisała Monia sama, a listy jej wprawiały w osłupienie ojca. Po odebraniu każdego z nich, zamykał się niespokojny w domu — dostawał jakby gorączki, zasmucał się,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/330
Ta strona została skorygowana.