Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/352

Ta strona została skorygowana.

czasem nieokrzesaniem, które się z pod powierzchownego poloru dobywało — wszystko to nikło przy anielskiem sercu!
Mógłże w swym wieku, przy ubóstwie, na wygnaniu, żądać czegoś lepszego nad związek z kochającą go kobietą, która oprócz tego, przynosiła mu niezależność.
Przesąd tylko szlachecki i wspomnienia przeszłości mogły go wstrzymywać. Pierwszy z nich osłabł pobytem we Francyi, a przeszłość — zacierała się milczeniem Moni, która ją najżywiej przypomnieć mogła. Listy Moni gromadziły się w biurku pani Perron, ale ich mu nie oddawała. Wiedziała zdawna jakie one w nim budziły uczucia.
Zwolna tak, gdy się choroba przewlekała, korzystała z czasu przebiegła francuzka — lecz, jak zobaczymy, nie przewidziała wszystkiego.
W czasie gdy ów przypadek spotkał Małdrzyka, przyjaciela jego (jeżeli tem imieniem godziło się go nazwać) — Micia de Lada, nie było w Paryżu.
Długi czas razem z nim grywali na giełdzie, on był inicyatorem Floryana, i dzielił z nim dobre i złe losy. Wygrywali, tracili, pożyczali sobie wzajemnie i katastrofa która Małdrzyka zraziła — przynajmniej do czasu, od nowych stawek na papiery — obu ich razem ogołociła. Micio nie tak złym był jak się wydawał, płochym tylko i