działa, że okazując czułość dla dziecka, ojca tem sobie pozyszcze.
Małdrzyk zaś — głębiej tylko uczuł jaką lekkomyślność popełnił. Swój los oddać w ręce pani Perron było niczem — ale dziecka!
W twarzy jego, w ponurem zamyśleniu, dni następnych widać było jak cierpiał — a przyznać się nie mógł, ani szukać na to rady u Jordana.
Wdowa uparcie przy tem stała, ażeby Monia, przybywszy u niej zamieszkała. Lasockę miano obok postawić, ona sama od pierwszej chwili chciała się poświęcić swej — przybranej córeczce. Małdrzyk nie śmiał się temu sprzeciwiać, co mu z tak dobrego serca ofiarowano, lecz prosił tylko, aby dziecię — nieśmiałe, miało czas powoli przywyknąć.
W duchu obiecywał sobie odesłać napowrót Monię do domu, nimby do ślubu przyszło.
Składało się więc wszystko jak najlepiej dla pani Perron — i widać to było na jej rozpromienionej twarzy, na zdjętym u drzwi zakazie wpuszczania gości, których się już nie obawiała. Radość ta, spokój były dla Jordana najlepszym dowodem że Małdrzyk słowa swojego nie dotrzymał i przyrzeczenie wdowie uroczyste dać musiał. Nie pytał go o to, przez litość nad dusznym stanem jego.
Co do choroby — tej przebieg wogóle najszczęśliwszy. Moulin nie mógł się wydziwić tej sile
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/390
Ta strona została skorygowana.