Adeli do Małdrzyka. Poufałość jego z nią nie podobała się ani jej ani Moni, która chodziła zamyślona.
Raziło ją i to, że ojciec ciągle mówił o pani Perron o swej wdzięczności dla niej, o obowiązkach, o jej sercu dobrem, o przywiązaniu do siebie.
Ze spuszczonemi oczyma słuchało tego dziewczę — a Lasockiej się przyznawała, że francuzica się jej wydawała zbyt na swój wiek trzpiotowatą i niekoniecznie dobrego tonu.
— Ale co bo mówisz — przerywała Lasocka — wprost ordynaryjna baba, tylko że paple po francuzku. Dobra może sobie być — a no, czegoś się jej boję.
Zajęcie się zbyt napastliwe Monią, także raziło starą jej piastunkę. Była może zazdrosną.
Po południu drugiego dnia naparła się p. Perron obwozić ją po Paryżu, zaciągnęła do lasku Bulońskiego, przejechała z nią po bulwarach, a w ciągu całego tego spaceru usta się jej nie zamykały. Nie mogła tego pojąć, jak młoda osoba tak obojętnie spoglądała na te cuda niezrównanego Paryża. Wyraziła jej swe podziwienie, na co odparło dziewczę wzdychając:
— Ja ojcem jestem zajętą, i o nim tylko myślę. Biedny ojciec.
— Ale ojciec będzie zdrów, a młodość ma swe prawa! wołała Perron wskazując coraz to
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/412
Ta strona została skorygowana.