się przyzwyczaił. Być może iż ostatki nałogu serdecznego, przypomnienie pani Perron, jakaś dziecinna nadzieja — zobaczenia jej, zbliżenia się, wpływały na to usposobienie. Lecz wdowa znaku życia nie dała. Kapitan Arnold przez panią Durand miał wiadomość, że nawet ślub już pocichu zawarty został, między nią a zapalczywym marsylczykiem, który ostro ją trzymał. Durand z ubolewaniem mówiła że była bardzo nieszczęśliwą, lecz że się przez miłość dla synaczka poświęciła.
Klesz wiadomość o tem co najprędzej udzielił Floryanowi.
Po kilku dniach wahania, po różnych zarzutach przeciw podróży, Małdrzyk milczące dał przyzwolenie. Lecz, wezwany na radę doktór Moulin, stanowczo dłuższej podróży zabronił i czekać kazał do wiosny.
Micio de Lada, któremu było zrazu nadzwyczaj pilno do Księztwa, interesa swe przez listy pozałatwiał i — został w Paryżu. Nigdy większej, gorętszej przyjaźni nie okazywał dla Małdrzyka, jak teraz. Jordanowi zdawało się że bezpiecznie go do wiosny może zostawić na straży, aby módz wrócić do Mamów, a więcej jeszcze do p. Eweliny, której listy były prawdziwie rozpaczliwe.
Postanowił jechać. Ostatniego wieczoru, po wyjściu wszystkich, przysiadł się u łóżka Floryana.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/427
Ta strona została skorygowana.