Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/458

Ta strona została skorygowana.

nadzieje, które pokładał na kraju, że tu znajdzie serca braterskie, zajęcie, przytułek.
Staruszka, która się zapewne nie spodziewała nic tak smutnego usłyszeć, zalała się łzami, załamała ręce. Po krótkiej chwili, poczęła rozpytywać jakie kroki uczyniono.
— Mój dobry panie — rzekła — wy tu bo bez duchownych, bez księży, nic nie zrobicie. Trzeba się do nich udać, to są prawdziwi kapłani, i ich tu ludzie słuchają.
Małdrzyk zamilkł.
— Jeżeli nie macie stosunków — rzekła babina — no, to ja będę się starała, bo na mnie są łaskawi.
Protekcya biednej kobieciny nie zdawała się wiele obiecującą, zmilczał p. Floryan dziękując ukłonem.
— Tu ludzie bardzo pobożni, szlachta gorliwa, poczciwa, a komu duchowni dobre dadzą świadectwo, ten znajdzie litościwe serca. Jabym też tu była zginęła, gdyby nie zacni księża — niech im Bóg to nagrodzi. A teraz, ot, jak ono jest to jest, to w klasztorze się pożywię u sióstr, to u duszyczek pobożnych i u mniszek mam celeczkę i tak się żyje a Boga chwali.
Znowu tedy zwróciła się do Moni, przypatrując jej a płacząc — i nierychło wyszła z Bazaru.