wejrzenia podobał się bardzo pani Herz, szło tylko o zbadanie kategoryi cudzoziemców, do jakiej należał, i o wiadomość bliższą czy był w posiadaniu dzieci i psów. Dzieci jako tako za podwyższeniem komornego tolerowano w kamienicy, psów nie znoszono.
Przybyły bardzo pilno oglądał wszystkie zakątki, nawet te o których się mówić nie godzi, choć realiści nowej szkoły lubią je i opisują dokładnie. Wymagania jego, dawały do myślenia iż przybywał z dobrze zaopatrzonym workiem, co panią Herz skłaniało do nadskakującej grzeczności i wielu ustępstw. Obiecywała lampy z zasłonkami, gotową była dać stołeczki pod nogi, poświęcić fotel jeden, który stał u niej w „gute Stube“. Tymczasem gość opatrywał i nie okazywał tego zachwytu, jakiego się spodziewała właścicielka. Zamało mu było słońca, pokoiki znajdował ciasnemi, umeblowanie niedostatecznem.
Było to tem dziwniejszem, że pani ober-kontrolerowa wyrozumiała z rozmowy, iż tymczasowo w pięciu pokojach miało mieszkać tylko dwóch panów i służący.
Służący!! dawało to wielkie wyobrażenie o worku cudzoziemca, gdy się nie chciał ograniczyć jedną — sługą płci żeńskiej, któraby z pomocą przychodniej niewiasty i kuchni i pokojowej służbie starczyła.
Posłyszawszy o lokaju, poczęła ostrożna
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/46
Ta strona została skorygowana.