Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/485

Ta strona została skorygowana.

ryan obyczajem swym, usiłował się na jaśniejsze wydobyć horyzonty — przyniesiono telegram.
W krótkich słowach, odpowiadał p. Schleinitz, że rozporządzenie zmienionem być nie mogło. Przyjęto odmowę tę, jako rzecz spodziewaną, prawie obojętnie. Lada już się gotował do podróży, prosząc aby nie czekając na niego wybierano się w drogę. Obiecywał choćby w ostatniej chwili stawić się dla towarzyszenia im na Wrocław do Krakowa.
Małdrzyk po pierwszym ciosie, który go silnie raził, zwolna odzyskiwał jakąś nadzieję, i już ją powiększał a barwił aby nie być zmuszonym łamać się z przeciwnościami, którym nie mógł sprostać.
Lasocka zalewała się łzami i chodziła jak bezprzytomna, a Monia musiała ją utulić, choć sama mało sił czuła w sobie.
Na taki stan rozprężenia nazajutrz przybyła Szląska, nie umiejąc go zrozumieć zrazu. Obawiano się jej prawdę powiedzieć. Widziała z twarzy iż coś bolesnego, już i tak przykre pogorszyło położenie. Gdy Małdrzyk cicho jej się wyspowiadał z tego co zaszło, z początku drżeć zaczęła i mało nie upadła zemdlona. Pomyślawszy krótko wybiegła pędem na miasto.
Można się było dorozumieć, że biedna babina do naturalnych swych uda się opiekunów, duchowieństwa, siostrzyczek i pobożnych pań, mają-