Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/531

Ta strona została skorygowana.

To powiedziawszy p. Euzebi sam już znudzony tem opowiadaniem, pożegnał się i wyszedł.
Klesz z tego co posłyszał, nie wyciągnął nic tak złego, coby zrobieniu znajomości z osobą tak dla Małdrzyka miłosierną, miało stawać na przeszkodzie.
— Że nudna, to nie kryminał — rzekł w duchu — a złośliwy p. Euzebi jeśli z przeszłości nic jasnego i pewnego dobyć nie mógł, znak to że tam pewnie nic nie ma. U nas dziewięćdziesiąt razy na sto potwarze na kobiety rzucane są fałszywe. Cóż dopiero gdy kto ich szuka, a nie znajduje.
Być mogło że poczciwy Klesz, jakkolwiek do ofiar gotowy, w końcu rad był powracać do żony, i Małdrzyka czyjejkolwiek oddać opiece, gdy z sobą go zabrać nie mógł; że sofistykował sam z sobą i w sumieniu chciał być spokojnym.
Trzeciego dnia wieczorem zagadnął Jordan przyjaciela:
— A co? pójdziemy tej pani podziękować?
Florek okazał gotowość.
Klesz dostrzegł, że się ubrał staranniej, wyszukał kapelusz, obejrzał rękawiczki — były to znaki pocieszające.
Wyszli razem na plantacye i dom wskazany znaleźli łatwo.
Chociaż na dworze dosyć jeszcze było jasno, w oknach na dole, które zajmować miała, jak się