Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.

— Papiery do wyjęcia z kancelaryi uniwersytetu — rzekł Wolski — nareszcie i ja spodziewam się zdać egzamin i nowe rozpocząć życie.
Głos zniżył.
— O! nie będę ćmił przed tobą, przebyliśmy ciężką próbę... Rok... na przemiany w dostatku i o głodzie... Było trochę pieniędzy po matce, chciałem Helmie osłodzić to gorzkie życie nie na długo starczyło... potem długi...
— Ależ rodzina? nie udawaliście się do niej?
— Ja, nie — Helma pisała do matki i brata...
Zmięszał się nieco...
— Jakto! bez skutku...?
— Tak — bez skutku... ale ja nie mam się na to skarżyć prawa... ona więcej boleje... Matka wspomogła ją w sekrecie małym datkiem, ale tam pieniądze są w ręku ojca, ona nie ma nic. Hänschen sam wiele potrzebuje... — Westchnął znowu. — Ciężkie było życie, choroba żony... przyjście na świat dziecięcia... ja także jakoś byłem nie zdrów... Nauka z takiem gospodarstwem ciężko się godzi!! Jakże się tu uczyć, gdy biedna żona jęczy a dziecię płacze... a mleka nie ma za co kupić a obiad na kredyt prosić trzeba i grubiańskie cierpieć słowa...