Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.

Zawszem sobie wyobrażał, że Niemcy dobre serce mają, ale oni nie mają serca, wyjąwszy Helmę...
Helma jest aniołem... Nigdy skargi z ust jej nie usłyszałem, uśmiechała mi się spokojnie. Kocham ją do szaleństwa...
Mówił to gorączkowo, tonem osobliwszym, rzucając obłąkanemi oczyma do koła.
Wojtuś słuchał z zajęciem nadzwyczajnem w milczeniu, nie przerywając mu i usiłując odgadnąć pod tem malowaniem sztucznem kryjącą się prawdę. — Nie widać było i nie czuć w Wolskim tego szczęścia, którem się chlubił.
— Dokądże myślicie się udać potem? — zapytał po chwili — zapewne tam, gdzie ty masz znajomych i stosunki — w Poznańskie?
— A! nie — odpowiedział Wolski. — Helma tyle poświęciła dla mnie, że i ja przecież coś dla niej muszę uczynić. Onaby nie mogła wyżyć wśród obcych w naszym kraju. Znasz nasze towarzystwo... jakby ją tam przyjęto? Nie chciałbym, ażeby, cierpiała osamotniona i lekceważona. — Poświęcę się raczej sam i szukać będę kąta w Niemczech.
— Jest to bardzo pięknem z twej strony — odezwał się Wojtus — ale i ona i tybyś to zrozumieć powinien, że masz