— Na pomoc ludzką trudno rachować, odezwał się cicho — a ja, mimo że pracy nie szczędzę, szczęścia nie mam... Do każdego miejsca tylu się ciśnie... Naturalnie prędzej je otrzyma krajowiec odemnie.
— Popełniłeś też błąd, nie osiedlając się we własnym kraju!
— To było niepodobieństwem dla Helmy — odparł — ona potrzebuje swoich...
— Ale ty także...
— A! ja... dla mnie ona jest wszystkiem... ona i dzieci...
Z obawą spytał Wojtuś.
— Wiele ich masz?
— Troje — odezwał się Wolski — ostatnie przy piersi...
— Przecież teraz już lepiej ci idzie? gdzież mieszkacie?
— Mieszkaliśmy w Altenburgu... w Chemnitz... w Gotha... w Dreźnie... a teraz żonę zostawiłem Kötschenbroda. W małej mieścinie życie tańsze.
— I nigdzie ci się nie powiodło tak, ażebyś stale się mógł osiedlić?
— Moja w tem zapewne być musi wina, ale nie idzie. Ruszam z wojskiem na kule duńskie — dodał z uśmiechem — może to początek karyery... któż wie?
Wojtuś nic nie odpowiedział, zaczął się ubierać prędko i kazał podać śniadanie.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.