wiąc Wolski na pół sobie dłonią twarz zakrywszy, siadł w krześle i zamilkł.
Doktor, któremu miejsce na kanapie wskazał, rozpatrywał się w mieszkaniu; chciał z niego domyśleć się, odgadnąć coś z charakteru kobiety, która dlań była zagadką.
Pokój ten przeznaczony znać na przyjęcie gości, nie w zupełnej był zgodzie z mieszkaniem gospodarza. Tam panowała prawie nędza, tu wysiłek smutniejszy może od niej jeszcze skłamania jakiejś zamożności. — Było w tem wiele kunsztu kobiecego, który jednak nie zdołał pokryć rzeczywistego niedostatku. Zawsze przecież tu, gdzie mieszkała gospodyni, daleko więcej było starania o wdzięk (bez smaku) i wiele rzeczy zbytkowych. Szczególniej uderzyła doktora ilość książek niemieckich, które stosami leżały na stolikach, na komodzie, na małym fortepianiku, zarzuconym też nutami.
— Widzę, że twoja żona wiele czytać musi.
— Bardzo wiele... to jej najmilsze zajęcie z muzyką, — począł ożywiając się nieco Wolski. — Nie tylko czyta, ale nawet pisze... pisze bardzo pięknie... Gartenlaube umieszcza jej artykuły... Nadzwyczaj wykształcona... Niestety! nas Polaków
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/149
Ta strona została uwierzytelniona.