Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/154

Ta strona została uwierzytelniona.

dla wszystkich — niechętnych nie znał prawie. Rozbrajał ich swą słodyczą, której nic zatrzeć nie mogło.
I tym razem przybywszy do Berlina, Wojtuś pospieszył do starego profesora. — Zastał go właśnie wychodzącego z mieszkania i wkładającego klucz do kieszeni. Staruszek poznał go i otwartemi powitał rękami.
— Cóż ty tu robisz, szanowny doktorze? — zawołał — ty, co nie lubisz Berlina i nas wszystkich Niemców? Co cię tu sprowadziło?
— Najwięcej pragnienie widzenia pana profesora... — odparł garbus kłaniając się.
Staruszek pokłonił mu się jeszcze niżej.
— Zbytek łaski lub żarty... do starych takich ruin jak ja tylko archeologowie jeżdżą, a waszmość nadto masz jeszcze z żywym światem do czynienia, ażebyś się przeszłością żywić potrzebował.
Podniósł głowę profesor i spytał.
— Cóż! nie ożeniłeś się jeszcze...
— Czekam, abyś mi pan dał dobry przykład...
— O! toś się źle wybrał... Wprawdzie — rzekł zniżając głowę — miałem trzy ładne panny, które za mnie osiwiałego iść się ofiarowały, alem im oświadczył, że się spóźniły... Rachowały na prędką sukcesyę