Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

na łokciu, Wojtuś po lewej, gospodarz przy nim, pani na kanapie...
W kilku słowach dała do zrozumienia pani baronowa (tak się nazywać kazała), iż pamiętała o koleżeństwie uniwersyteckiem męża z doktorem i przypominała sobie króciuchne w Dreźnie spotkanie.
Wnet zagadnięto o to, że był deputowanym... Nie chcę czynić przykrości Wolskiemu, Wojtuś postanowił mówić jak najmniej a nadewszystko unikać wszystkiego, co na polemikę narazić mogło... Lecz sama pani chciała się coprędzej ze swem politycznem wyznaniem wiary popisać.
— Powinszować należy panu doktorowi — odezwała się — tak zaszczytnego mandatu w chwili dla Niemiec tak stanowczej i ważnej.
Wojtuś się zarumienił, chciał zrazu połknąć to — ale nie mógł.
— Pani baronowa się myli — rzekł — ja zostałem wybranym przez moich ziomków dla popierania interesów naszej narodowości.
Wolski zbladł, dr. Arnheim poruszył się, spoglądając na mówiącego, jakby śmiałkowi, co to wyrzekł, chciał się lepiej przypatrzeć, baronowa także poruszyła się na kanapie.
— Ale w parlamencie niemieckim nie