Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/181

Ta strona została uwierzytelniona.

a ona mnie... Jakże ja mogę iść w porównanie z ojcem, z niemiecką ojczyzną, z ideami i z kolosalnym majątkiem pana radcy komercyjnego?
— Wiesz co, to nie ma innej rady, jak widzę, tylko pójść do Sprei i w tem samem miejscu, gdzieś nieboszczyka Haenschena ratował, utopić się, ale tak skutecznie, aby nie było komu cię z wody wyciągnąć.
— Nieraz myślałem o tem — smutnie odpowiedział Wolski — tylko nie szedłbym do brudnej ich Sprei — poszedłbym do apteki... ale ja kocham tych dzieci, te moje dzieci, które wychowanie mi odbiera, które w oczach mych odrywają od mych piersi, które uczą mną, ojcem pogardzać — dla nich cierpię.
W kradzionych chwilach na ucho... leję w nie słowa, antidota, aby na nie trucizna nie skutkowała.
Lecz cóż znaczy słowo moje obok tego, co słyszą z ust matki, co z jej piersi wyssały... Radca komercyjny czuje i wie tak dobrze, iż nie będę śmiał mu się opierać, że z przyjemnością znęca się nademną bezbronnym... Wybiera chwile, by przy dzieciach szydzić z Polski i szczepić w nich pogardę dla nas — dla mnie.