Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/205

Ta strona została uwierzytelniona.

Bez niego nie mogłem opuścić tego domu...
— Bądź spokojnym — szepnął garbus — prędzej później czemś podobnem historya twoja skończyć się musiała. — Powiedz, jak do tego przyszło; rozstając się wczoraj, nie zdawałeś mi się wcale usposobionym do takiego coup de tête czy coup d’êtat.
Wolski począł mu opowiadać całą scenę z żoną, którą garbus zdawał się odczuwać całem sercem i burzył się za dwóch.
— Teraz, rzekł, wysłuchawszy — gdy się dziecię obudzi i my je napoimy i nakarmimy... doróżkę bierzemy, jedziemy szukać mieszkania... ja piszę do domu... aby ci na prowincyi wskazano miejsce, gdziebyś mógł osiąść. — Nim się czegoś dorobisz, zostawuję ci tysiąc talarów... tylko ani podziękowań — ani słowa...
Ścisnęli się za ręce...
Wojtuś spojrzał na zegarek, było wpół do dziesiątej. — Zwolna podniesiono storę, wpadło światło i Lischen otworzyła oczy.
— Od jutra — rzekł, patrząc na nią Wojtuś — panna zacznie uczyć się po polsku...
Lischen obudziła się w niezłym humorze, choć nieco zdziwiona, że ani Miny, niańki, ani babki nie widać było i miejsce jakoś obce...