mógł być niewypłacalnym i już grzanego wina żałował.
Kajetan, który z rysów jego oblicza odgadł, co go trapiło — odezwał się żywo:
— Posłałem mojego przyjaciela po suknie i po pieniądze... bom i suknie i sakiewkę zostawił gdzieś w rzece... Nie zabawi to długo — bądź pan spokojny.
Gospodarz skłonił się w milczeniu.
— Prawdę powiedziawszy — bąknął po namyśle — pan by się bardzo słusznie i sprawiedliwie mógł o swą szkodę dopomnieć u radcy komercyjnego von Riebe. To człowiek bardzo majętny. Tak! tak! bardzo... bardzo. Ocaliłeś mu pan syna — i to jeszcze jedynaka... Pani radczyni niemłoda i chorowita, wątpię, żeby się kiedy drugiego doczekał... Jedynak syn, dla którego on sobie »von« wyrobił. A co go to panie kosztowało!.
Ruszył ramionami.
— Pan musi znać radcę komercyjnego von Riebe? — spytał, spoglądając z ukosa.
— Nie — rzekł Wolski.
— Ale pan w przyjaźni z jego synem?
— Poznałem się z nim bliżej na dnie Sprei.
Gospodarz się rozśmiał.
— Więc pan nie zna ani jego matki — ani pięknej siostry jego?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.