szych. — Przychodzę, rzekł, — po wskazówki i dyspozycye pana radcy.
Zagadnięty ruszył ramionami.
— Pan jesteś lekarzem, mogłeś sam poznać stan chorego. Tam nie ma już nic do czynienia, tylko mu przynieść ulgę w cierpieniu. Wątroba jest zupełnie popsuta a nie jesteśmy w stanie dostarczyć mu nowej. Rób pan, co uznasz możliwem, by życie mimo chorobliwego stanu tak ważnego organu utrzymać i przedłużyć... zresztą — powtarzam panu... życie na włosku a my Bogiem nie jesteśmy i cudów nie robimy.
Na kilka pytań zadanych odpowiedział pan radca kilku radami i konsultacya na tem się skończyła. Wolski na pierwszy rzut oka poznał był zły stan chorego, lecz bez auskultacyi nie mógł jeszcze o grożącem wnosić niebezpieczeństwie. Zrobiło mu się smutno — lecz odmówić pomocy było zapóźno, po konferencyi uczułby to podejrzliwy chory. Wolski postanowił uwolnić się po miesiącu. Tymczasem pojechał do domu, aby rozporządzić przeniesieniem dziecięcia i wracać do radcy. U Lischen zastał czekającego na siebie garbusa i Cyliusa.
Smutna jego twarz zastanowiła obu.
— Co ci jest? zapytał garbus.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/229
Ta strona została uwierzytelniona.