Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.

Wolski, czując przykre dreszcze, nie drożył się już i wino wypił.
W pokoiku zaczynało się robić ciemno... przyniesiono świecę... wszystko to w duchu rachował biedny Wolski, bo musiał za to płacić. Śmiesznie było przez oszczędność chcieć zostać po ciemku. Chłopak likwidował teraz w myśli koszta swojego dobrego uczynku... Książki, odzież... to, co musiał zapłacić w restauracyi... Zdrowia i wysiłku nie rachował wcale.
Z niecierpliwością oczekiwał na garbusa. Nareszcie zaturkotała doróżka, zaczęto głośno rozmawiać w pierwszej izbie, wtoczył się kolega a za nim posługacz niosący odzież.
— Zabawiłem długo — rzekł Wojtuś (tak garbusa zwano) — trzeba było ślusarza poszukać, aby zamek otworzyć. Poczciwa Richterowa o mało nie omdlała. Dalipan, gdyby nie to, że lat więcej czterdziestu, powiedziałbym, że się w tobie kocha! Ledwiem ją mógł uspokoić.
Wiesz, że nieboraczka polskiego języka, choć Polka, zapomniała prawie zupełnie... powraca jej tylko ta mowa połamana, gdy bardzo jest wzruszona lub mocno się na kogo pogniewa. Tym razem po niemiecku i po polsku — Herr Jesu! i — Chryste Panie! wołała, desperując nad tobą.