tem Wolskiego o jego, stosunki rodzinne ale ten zmilczał i prosił go, aby tej bolesnej nie dotykać strony.
Choroba biedaka widocznie coraz się stawała groźniejszą — ale dzięki staraniom doktora, który czuwał nad nim ze szczególną pieczołowitością, nie cierpiał tak bardzo... Przyznawał sam, że to był winien wielce taktowemu postępowaniu swojego stróża więcej, niż lekarstwom... Wolski też pilnował dyety... i nie dawał mu sobie uszkodzić w niczem.
Miesiąc się zbliżał do końca, doktor radby był się oddalić, lecz chory mówić o tem nie dawał, a Wolski też przywiązał się do skazanego.
Zżyli się z sobą — obu było znośnie.
O warunki żadne nie umawiał się doktor i wręcz przystał na takie, jakie radca postanowi. Na tem się skończyło.
W drugim już miesiącu przyszedł jakiś list z Petersburga w czasie chwilowego oddalenia się Wolskiego.
Służący, który nań czatował, — dał mu znać na schodach, iż stan się pogorszył nagle — skutkiem jakiegoś zmartwienia i że z panem było bardzo źle.
Wbiegłszy znalazł go Wolski w rozdrażnieniu nie do opisania, w gorączce. Nieszczęsny list leżał jeszcze na stoliku — ale,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/232
Ta strona została uwierzytelniona.