Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/233

Ta strona została uwierzytelniona.

zobaczywszy wchodzącego, radca ścisnął go w dłoni i z pasyą w komin rzucił. — Gdy Wolski przypadł doń i pochwycił za rękę, postrzegł, że cios ten mógł życiu zagrażać. Chory zwykle gderliwy ze ściśniętymi usty nie mówił nic — żądał notaryusza.
Próżno go się starał uspokoić Wolski, musiano żądaniu dogodzić, próżno mu przedstawiał, że w tym stanie jakiekolwiek zajęcie byłoby wysilającem, niebezpiecznem. Chory na kilka godzin zamknął się z przybyłym urzędnikiem.
Po wyjściu jego dopiero wezwano Wolskiego. — Potrzeba było czegoś uspakajającego, potem kąpieli, snu i wytchnienia. Wszystko to wykonano. Znacznie lepiej się czując radca położył się spać... — Wolski rzucił się w drugim pokoju na kanapę i drzemał — chciał być w pogotowiu — jeśliby w nocy coś zaszło.
Nad ranem obudził go jęk — pobiegł i znalazł chorego już konającym.
Posłano po innych lekarzy, użyto wszelkich środków — nazajutrz skonał biedny. W ostatnich chwilach miał tyle przytomności, że czule podziękował Wolskiemu za starania i, nie mogąc mówić wiele, parę razy po cichu powtórzył:
— Testament...
Śmierć ta uczyniła na Wolskiem przy-