Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/242

Ta strona została uwierzytelniona.

i uspokoić? Ale nie — jątrzyłaś go — jątrzyłaś — aż do ostateczności doszło i do kata — (chciał powiedzieć — klizmu, ale tu mu się język splątał, nie był pewien, czy klizmu czy plazmu, czy grafii dodać należało) pociągnął z cygara dymu.
— Zawsze powtarzam, to nie był zły człowiek! A któż mego biednego Hänschena z wody wyciągnął? Prawda, że to tylko dwadzieścia kilka tysięcy talarów kosztowało i na nic się nie zdało, gdy nie miał żyć, ale intencyą miał szlachetną.
— Teraz — dodał radca — kto popsuł, ten naprawić powinien... ty Helmo... tak — ty — trzeba go przeprosić...
Kobieta się oburzyła. — Nigdy w świecie!
— Tu idzie o los dzieci. Pół miliona talarów...
Helma przeszła się po salonie gwałtownie poruszona.
— Jakże wy tego nie widzicie, mój ojcze, zawołała stając nagle, że to wszystko jest kłamstwem i intrygą, że oni puścili tę wieść, aby nas upokorzyć i zmusić do uczynienia pierwszego kroku.
— Pastor! pastor nie może być w spisku — Unsinn!