przygodę. Kajetan, czując się zmęczony, mocno rzucił się w powóz, na którego dnie zmokłą swą odzież umieścił, i kazał się wieźć do domu. Jeszcze się z doróżkarzem rozpłacał, gdy po schodach kroki słyszeć się dały niespokojne. Ze świecą w ręku biegła przodem nie młoda kobieta, w czepku, którego wstążki były rozpuszczone, w szlafroku ciemnym i pantoflach na nogach. Z twarzy jej łagodnej i dobrej znać było, że niegdyś musiała być piękną. Znękanie i wiek, praca i ubóstwo nie odjęły jej pewnego wdzięku, który daje serce prawdziwie niewieście, dobroć i spokój ducha. Za nią w filcowych ciężkich trzewikach, zdyszana szła otyła służąca z zakasanemi rękawami i niebieskim fartuchem. Była to gospodyni pani Richterowa, wdowa po urzędniku od akcyzy miejskiej, u której Wolski mieszkał, ze sługą.
Gospodyni z wielkiego wzruszenia rzuciła się niemal ściskać zmięszanego Kajetana, który jej, jak mógł i umiał, dziękował.
Służąca mimo poczwarnej fizognomii i postawy, nosząca poetyczne imię Laury, zabrała węzełki mokre i już szli na górę... a całą drogę Richterowa gderała po polsku i po niemiecku.
— Czy to się tego godziło... Herr Jese!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/25
Ta strona została uwierzytelniona.