Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/253

Ta strona została uwierzytelniona.

dzieci nie zaspokoją... brak wam będzie w życiu żywiołu koniecznego...
— Który mi był wstrętliwym i nieznośnym, przerwała Helma.
Dr. Arnheim patrzał w książkę, unikając widocznie jej wzroku...
I znowu po namyśle z pedancką powagą począł, jakby wykładał z katedry...
— Natura w razach ostatecznych w wypadkach stanowiących o przyszłości dała człowiekowi oprócz rozumu instynkt cudowny... Padając z wyżyny nie myślimy i nie rozumujemy, chwytamy, co pod rękę się nawinie... w ciemnościach czujemy przed sobą przepaście i mury... W sprawach ducha ten instynkt silniejszym jest jeszcze, radźcie się go...
— Instynkt milczy — odparła Helma — lub wskazuje mi was, dostojny przyjacielu...
Przyjaciel widocznie był skłopotany.
— Zamiast podać mu dłoń — dodała Helma — wolałabym ten związek rozerwać stanowczo...
To, co się raz rozerwało, napowrót związać się nie da... Rany serca się nie goją... nadto się znamy oboje...
Doktor milczał przewracając kartki książki, zdawał się głęboko w myślach zatopiony....