Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/259

Ta strona została uwierzytelniona.

siedząca w krześle z pończochą rzuciła na kolana robotę, składając ręce, ścigając męża oczyma, chcąc go pohamować... Wtem drzwi się otworzyły — wszedł — Wolski.
Żaden upiór nie uczyniłby większego wrażenia. Helma cofnęła się kilka kroków, radca z rozgniewanego poczynał się metamorfozować na słodkiego i uprzejmego, matka milczała, osłupiała.
Wolski wszedł z jakąś pewnością siebie, której nigdy nie miał. Daremna to rzecz zaprzeczać cudzotwórczym skutkom tego »podłego kruszczu«, jak go zowią poeci, oddziaływa on magnetycznie jakoś, niepojęcie, nawet na tych, co doń zbytniej nie przywiązują wagi. Kajetan był odmłodzony, raźniejszy, śmielszy i wydawał się dziwnie zmienionym... Wszyscy to uczuli.
Radca rozmyślał, jakby patetycznie wnieść zapomnienie przeszłości i zgodę. Helma stała blada z rozbudzonym gniewem.
Wolski się skłonił z daleka, obejrzał po salonie a widząc, że nikt obcy nie słucha — począł:
— Proszę mi darować, że tak niespodzianie wchodzę — zdawało mi się, że im prędzej zgodnie załatwimy interesa, tem będzie lepiej.
— Zgodnie! tak! zgoda jest świętą