— Słowo daję, prawda szczera...
— Seryo?
— Seryo, wolę się wycofać w porę.
— Ale ja nie przyjmuję tej wymówki i nakazuję panu, abyś bywał regularnie — zobaczymy...
Wieczór spędziliśmy jak najuprzejmiej, ale czułem, że djabeł, który nigdy, jak wiadomo, nie śpi, opętywał mnie coraz mocniej. Około dziesiątej, gdy rozmowa była jak najożywieńsza, wsuwa się figura mi nieznana, na której widok baronowa zarumieniła się jak wiśnia, ogromny mężczyzna barczysty, w surducie wojskowym, ze wstążkami, bardzo przystojny... Był to jenerał von... no, przypuśćmy, von der Teufel... Jenerał spojrzał koso na mnie, ja na niego, gospodyni nie rychło przyszła do równowagi z sobą i z nami. Odwiedziny były niespodziane dla wszystkich. Wyniosłem się wkrótce markotny... Znać nie uszło to uwagi pani, bo mnie nazajutrz bilecikiem zaprosiła do siebie, a że caro infirma, poszedłem, aby się dowiedzieć, że pan jenerał jest kuzynem jej i człowiekiem żonatym itd. itd. To mnie zupełnie uspokoiło... Jednakże sama wzrastająca sympatya ku baronowej, znajdująca zbyt dla garbatego łatwy oddźwięk w jej duszy, dawała do myślenia. Rachowałem się z su-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/286
Ta strona została uwierzytelniona.