skając Wolskiego Ryszard... — Kiedyż ten wieczór! dziś?
— Nie — jutro...
— Dziś będziesz miał gaudeuobę... i zaimponujesz Niemcom — śmiejąc się mówił Ryszard.
— Tak — śliczna rzecz — podchwycił Wolski — wnosząc z niej wezmą mnie za majętnego człowieka... To rodzaj kłamstwa.
— A tak! — z udaną powagą bardzo śmieszną lamentująco rzekł Wojtuś — trzeba się nad tem zastanowić! Ma słuszność ten człowiek sumienny... to będzie okropne, szkaradne, nie przebaczone, mogące za sobą pociągnąć straszliwe sumienia wyrzuty, kłamstwo... Biegnę do księdza... casus conscientiae, niech rozwiąże! Potem przy konfesyonale, gdy się przyznasz — Pater! peccavi! poszedłem na wieczór w pożyczanym fraku, ksiądz weźmie za waryata i rozgrzeszenia nie da! Zaczęli się śmiać, ale Kajetanowi ogromny ciężar spadł z piersi.
— Przyszedłeś tu jak Opatrzność — rzekł ściskając mięciuchną dłoń Ryszarda... który był uszczęśliwiony i śmiał się powtarzając — Zobaczysz, jak ja cię wystrychnę.
Rozmowa zwróciła się na inne przedmioty i chwila szybko przeszła. Ryszard
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/58
Ta strona została uwierzytelniona.