Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/61

Ta strona została uwierzytelniona.

piętra... w którego oknach rzęsiste światło przebijało się przez zapuszczone story.
Jak skazany na ciężką pokutę... poszedł... zadzwonił.
Lokaj w białych rękawiczkach, najęty na ten wieczór umyślnie, aby dać gościowi wspanialsze wyobrażenie o domu pana radcy komercyjnego, przyjął go głębokim w progu pokłonem. Tuż z przeciwnych drzwi wybiegł ocalony Hänschen bez godeł burszowskich, we fraku na przyjęcie przybywającego. Pewne zadziwienie odmalowało się w twarzy studenta, gdy spojrzał na strój wytworny i białe rękawiczki kolegi.
Kajetan wyglądał w tym nie swoim ubiorze tak arystokratycznie pięknym, tak mu było z tą zaniedbaną nieco elegancyą dobrego smaku do twarzy.., iż Hans mimo swej młodzieńczej piękności ledwie mu nie pozazdrościł.
Lecz tuż przez pół otwarte drzwi wyglądał radca komercyjny z obydwoma orderami, nie przez znaki skrócenia wyrażającemi się, ale in naturalibus. Ogromne dwa krzyże wisiały na cześć gościa w pętlicy jego fraka. Krawat biały włożył znowu dla tego, że ilekroć brał krzyże wielkie, zawsze im zwykł był ten znak poszanowania towarzyszyć.