Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/7

Ta strona została uwierzytelniona.

dziewczynę, wytłuc gdzie okno lub nastraszyć jakiego staruszka, powracającego do domu. Taki trefny Spass byłby mu bardzo do smaku, ale próżno szukał oczyma celu i niecierpliwy poprawiał czapeczkę złotem suto wyszywaną. Spotykali tylko wojskowych lub ludzi, którzy, zoczywszy z daleka burszów w dobrym humorze unikali zetknięcia z nimi.
A tu piwo i młodość dopominały się koniecznie jakiegoś wybryku.
Na brzegu brudnej Sprei stało przyczepione lekko czółno bezpańskie.
Poruszająca się woda nadawała mu melancholiczny ruch jakiś, kołysało się dziwnie jak kolebka dziecięcia, które usnęło a matka jeszcze zwolna trąca je nogą, aby się robaczek nie ocknął.
Hänschen stanął i zaczął się czółnu przypatrywać.
— Słuchaj, — odezwał się do idącego z nim małego, ospowatego, niepoczesnego adjutanta — umiesz ty pływać?
— Jakto? — zapytał drugi, podnosząc oczy — pływać?? a no — zdaje mi się, że dotąd nie, ale matka natura, która uczy ryby tak, że od pierwszego dnia po urodzeniu już doskonale w wodzie wirują, musiała mi tę umiejętność w podarunku ofiarować a jam jej nie użytkował tylko.