niż na dworze, począł chodzić i trzeć ręce — parę razy się wzdrygnął i nie mówiąc słowa ani się żegnając wyszedł.
— Wracam natychmiast — rzekł w progu.
Wolski jak stał z założonemi rękami w środku pokoju, ze zwieszoną na piersi głową tak pozostał — zdawał się skamieniały.
Po krótkiej chwilce powrócił Wojtuś, a za służącą chustką wełnianą otulona Richterowa.
— Otóż to widzi Herr von Wolski, na co mnie... compromittirt... Ludzie pomyśleć, że ja panu nie chcę kredyt dać na jedny mizerny Korb Steinkohlu. Pan jest nie dobry... pan jest niewdzięczny, Herr von Wolski... jak można z pańskie zdrowie chcieć marznąć... a mnie taki Kummer zrobić...
Wolskiego ten czuły macierzyński głos poruszył, zbliżył się, chwytając za rękę panią Richterową.
— Pani szanowna — rzekł — ja i tak nadużywam dobroci waszej, jestem wam dłużny...
— No to co? to mi pan kiedyś to oddasz — poczęła gestykulując żywo gospodyni. — ’s geht nischt!.. pfuj! To jest nie ładnie...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.