Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/89

Ta strona została uwierzytelniona.

niecznie potrzebujecie się uwieczniać, choć w ten sposób...
Wojtuś zaczął się śmiać a Wolski, któremu to przykrość czyniło, zamilkł zachmurzony.
— No, mów dalej — słowo daję — uszanuję waszą miłość. Cóż pisze panna...
Na to pytanie długo nie było odpowiedzi. Kajo się przechadzał po izdebce krokami wielkiemi i wzdychał. Tarł włosy rozrzucone, łamał ręce.
— Helma na wszystko gotowa — rzekł jakby sam do siebie — ona wie, że ojciec nie zezwoli na to małżeństwo. Zdaje się, że ma za sobą matkę.. Z matką nigdy nie mówiłem o tem. Gotową jest opuścić dom rodzicielski i iść ze mną w świat...
Wojtuś chwycił go za rękę gwałtownie.
— Szalony! zlituj się! nie mów mi tego! nie daj się wplątać... opamiętaj... Matka... kraj... przyszłość! Zgubionym jesteś człowiekiem, jeśli to uczynisz. Rodzina będzie bez litości... Ściągniesz na siebie nieszczęście. Otrząśnij się — uchodź! zaklinam cię...
Wolski stał, nie dając po sobie poznać, co myślał.
— Jest gorzej, niżeli sądziłem — począł garbaty — za dalekoście zaszli. Już nie o samego ciebie mi idzie, chodzi mi i o los