Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/99

Ta strona została uwierzytelniona.

łych oknach firaneczki białe misternie ułożone, przy jednem z nich klatka z dwoma kanarkami... Pod ścianą stolikowy fortepianiczek, jakaś pamiątka nieużywana teraz ale poszanowana jeszcze... Stare kanapki nowemi siatkami pookrywane nie dla oszczędzenia ich, — ale dla osłonięcia ubóstwa. — Na stoliku kilka książek pobożnych w wielkim i systematycznym porządku. Między oknami na pułeczce trochę filiżanek i szkła. Ściany zdobiły spłowiałe rysuneczki, stare daguerotypy i w ramki oprawne włosy, pod któremi stały daty zagadkowe dla obcych, wiele mówiące dla właścicielki: wszystko tu oznaczało skrzętnie tajone ubóstwo i oszczędność. Wojtuś zamyślił się nad życiem kobiety, którego ostatki dopędzała tu samotnie, między wspomnieniami tego, co znikło, i nadzieją jakiejś przyszłości... Czuć jednak było religijny spokój w tym bycie zrezygnowanym i cichym. A on przybył tu — ażeby ażeby niepokój i postrach przynieść z sobą.
Zawahał się nieco. Miałli powiedzieć wszystko, z czem przybył, lub zmilczeć? przyjechał dla tego umyślnie — a wahał się jeszcze.
Miałoli to pomódz? a jeśliby nie pomo-