w istocie. Wpatrzywszy się jednak lepiej w starca, postrzedz było można w oczach jego coś wybujałego, we wzroku jego niepokój jakiś i jakby egzaltacyę. Majestatycznie siedział, podparłszy się w bok z widoczną myślą uczynienia na widzu wrażenia. Powaga była przesadzona, ruchy wyszukane...
Ubranie acz podróżne, wedle starego polskiego obyczaju — okazywało także chęć odznaczenia się, dziwną w starym już człowieku. Z pod szarej, z pięknego sukna, z jedwabnemi potrzebami taratatki, widać było karmazynowy żupan atłasowy.
Gruby złoty łańcuch od zegarka z dewizkami świecącemi, wywieszony był wyraziście, u szyi błyszczała spinka z dużym rubinem, na pięknych, białych rękach sygnet z krwawnikiem świecił i kilka dużych pierścieni. Głowę nieco wyłysiałą okrywała czapeczka konfederatka, na bakier ułożona, aksamitna, niewiele osłaniająca wyniosłe czoło. Rysy szlachetne, kształtne, miały wyraz pańskiej dumy.
Nad wszystko jednak w tym człowieku uderzały oczy wypukłe, odznaczające się jakimś zagadkowym wyrazem, przybierały one tak rozmaity charakter, tak niespokojnie latały, a za każdym razem odpowiadały ich ruchom usta, tak dziwnemi drganiami, iż można było posądzić, że świeże wzruszenie zamąciło spokojem tej twarzy i wprawiło ją w jakiś stan nadzwyczajny.
Kilka razy głowa starca zwróciła się ku młodzieńcowi, jakby badając go, zdawało się, że nieznajomy zagadnie i przemówi, ale siedząc naprzeciw kobieta (prawdopodobnie córka, sądząc z wieku) — albo oczyma, lub dotknięciem lekkiem ręki, a nawet szeptem powstrzymywać się zdawała ojca i błagająco, niemal usilnie do milczenia go zmuszała.
Druga ta postać niemniej od pierwszej była zajmującą. Była to kobieta lat dwadzieścia lub niewiele więcej mieć mogąca, piękna bardzo, ubrana ze smakiem a skromnie, w której każdym ruchu znać było
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad modrym Dunajem.djvu/10
Ta strona została uwierzytelniona.