Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad modrym Dunajem.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

Koniecpolskim, i majątek twój i córkę wziąć w opiekę... Znamy oba ze szkół Eustachego, wiesz, mój drogi czem to grozi...
Słomiński na chwilkę zamilkł i siedział jakby uderzony tą myślą nową, która mu dotąd nie przyszła. Nie wiedział co mu odpowiedzieć.
— Bądź ostrożnym — dodał pan August. — Znasz Eustachego.... mądrej głowie dosyć na słowie....
— Przecież ja przed Eustachym się z tego spowiadać nie będę — rzekł w końcu. — Tobie się zwierzam... bo ci ufam...
— Tak — odparł pan August — ale w drodze podobno napomknąłeś coś o tem memu synowcowi, a wczoraj wieczorem przy obcych, parę razy ci się coś wyrwało... co może dać do myślenia... Pau Eustachy tu jest...
— Eustachy tu jest? — chwytając za rękę przyjaciela, zawołał Słomiński z widocznem przestrachem — a! to prawdziwa klęska!!
Zamyślił się głęboko.
— Nie łatwo mnie znajdzie i dowie o mnie — szepnął pocieszając się.
— Przepraszam cię — rzekł August — był dziś w Stadt-Frankfurt na obiedzie — mówił z hr. Panterem i z Paschalskim, wiem, że się o ciebie dowiadywał.
Sposępniał Słomiński.
— Masz słuszność — szepnął — należy mi być ostrożnym. Prawnie Eustachy miał by racyę, bo juściż dwoma razem być nie mogę, Koniecpolskim i Słomińskim. Z prawa natury byłem Słomińskim, ale Pan Bóg mnie zesłał tu jako Koniecpolskiego, zatem Słomińskim przestać być muszę... Wziął by więc, jako najbliższy krewny majątek i córkę w swe ręce, a tego ja sobie dla Anielki nie życzę.
P. August czuł, że nie sprzeciwiając się, łagodnie najwłaściwiej mu będzie poczynać sobie ze Słomińskim, — wchodził więc w jego położenie.