Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad modrym Dunajem.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.

Jatryota! zawołała panna Aniela.
— Ale tak — tak... dał mi tego dowody.. Jest trochę tchórz, kryje się i tai, to prawda — ale nie mniej... w piersi jego święty ogień nie wygasł.
Biedna panna Aniela spojrzała tylko na ojca — nie wiedziała już co mu odpowiedzieć. Przykro jej było różnić braci między sobą — zamilkła.
Słomiński w wybornym był humorze... widocznie rozmowa z bratem, nadzieja nawracania i działania, do którego zręczność mu podawano, przejmowała go i unosiła. Chodził wielkiemi krokami uśmiechając się i szepcząc coś sam do siebie.
Tej to rozmowy z sobą lękała się najwięcej panna Aniela, i ile razy doszła jej uszu, biegła pod jakimkolwiek pozorem ją przerwać. Tego dnia przybycie Doktora Hurki pomogło jej do tego, stary wszedł wesoło i to zmusiło gospodarza do zaprzestania monologu...
Hurko pannie i ojcu życzył użyć świeżego powietrza, bo dzień był ciepły i piękny... Zagadał o powszednich sprawach, ale gdy po wizycie, wyprowadzony przez pannę Anielę, znalazł się z nią sam na sam, zwrócił jej uwagę, że ojciec tego dnia silniej był podrażniony...
Czemu innemu nie można było przypisać tego, tylko bytności brata...
Panna Aniela obiecywała sobie czuwać nad ojcem, aby sam na sam nie został i nie był narażony raz drugi na umyślnie może obrachowaną, aby go wyexaltować — rozmowę.
Nie wiedziała nic o jej przebiegu, o zaproszeniu ojca, o przyrzeczeniu jego, uczynionem bratu. Stary krył się z tem przed córką, wiedząc, iż będzie się starała odwieść go od znajdowania się w tłumnem zgromadzeniu.
Z przebiegłością często właściwą podobnym monomanom, umiejącym się wyśliznąć czuwającej nad niemi rodzinie, pan Słomiński zapytany później przez