gdyś Eliaszowi, teraz D-wi Hurce, wydał się spotwarzonym. Słyszał bowiem o nim... dużo rzeczy.
Zrobiono miejsce gościowi na kanapie przy pannie Anieli, a na fotelu przy nim usiadł brat. Przez jakiś czas rozmowa była powszechną. Pan Modest swą radość[1], że brat przynajmniej ten wieczór spędzi z nim.
— A! przepraszam cię, drogi Modeście — rzekł Eustachy prędko... byłbym najszczęśliwszy, gdybym mógł pozostać z wami — ale mam nadzwyczaj ważną dziś konferencyę. — Przyszedłem tylko z tobą kilka słówek pomówić na osobności, i natychmiast uciekać muszę...
Ostatnie słowa wymówiwszy cicho, pan Eustachy wstał, ujął pod rękę brata, i począł go zwolna prowadzić do jego pokoju... Można sobie wyobrazić co się z Anielą działo... Zebrawszy się na odwagę zastąpiła im drogę, natarczywie stryja zapraszając na herbatę... pan Eustachy skorzystał z tego, aby po kilkakroć znowu całować jej ręce — ale stanowczo odmówił i brata uprowadził do jego gabinetu... Nie było środka zapobiedz temu...
Gdy weszli do osobnego pokoju, i drzwi zamknęli za sobą, Eustachy za obie ręce wziął brata.
— No — rzekł — nareszcie udało mi się ściągnąć na pojutrze, osoby, które mieć sobie życzyłem na konferencyi... rachując na ciebie — kochany bracie... bo pod twoją stanę komendą... Jestem szczerym wielbicielem twojego patryotyzmu i wzniosłych myśli, na które mnie nie stało... Na uczuciu mi nie zbywa, ale twe poglądy niech nas prowadzą... Zatem, przybywaj, bo największą wagę przywiązuję do bytności twojej.
Modest zaczął od uścisku, trząsł się cały z radości, w pierwszej chwili mówić mu było trudno — tak się czuł poruszonym...
— Bardzo ci dziękuję mój drogi — bądź pewien, że z duszy, serca służyć ci chcę... Ale — siądźno, kochany Eustachy... jest jedna okoliczność...
- ↑ Błąd w druku; brak orzeczenia.