Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad modrym Dunajem.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.

żywego i zdrowego? hę? W teraźniejszych czasach... pan Hetman z jednym Szerepetką służącym, jadący koleją, incognito, do rakuzkiej stolicy! Prawda!! mirabilia! — Rozumiem zdziwienie pańskie. — Ale — za pozwoleniem. — Oczywiście waćpan jesteś dobry szlachcic — patrzy mu to z oczów, masz fizys szlachecką. — Przepraszam, Rżewscy, jakim się herbem pieczętują — zapomniałem.
— Moja rodzina, odparł Eliasz, nosi na tarczy Krzywdę...
— Aha! tak jest! zawołał stary — wiem, pamięć mnie zawiodła! przepraszam! Stara i prawdziwa szlachta, bo to teraz fabrykowanej mnóstwo, a już wolę plebejusza jawnego, jak te bronzy pozłacane.
Rozśmiał się stary z ironią lekką, przymrużając oczy.
Rżewski słuchał nie mogąc wzroku odwrócić od kobiety, której twarz świadczyła co cierpiała. Oblewała się płomieniami i bladła, drżała i chwytała ojca za ręce, szeptała mu coś do ucha — wszystko to było próżnem.
Staruszek z lekka ją odtrącał i czując się sympatycznie pociągnionym ku sąsiadowi, chylił się do niego, zdając się mieć niepomierną ochotę przedłużenia z nim rozmowy. Na ostatek pocałował córkę w czoło i szepnął pół głosem:
— Ale dajże mi troszynę pogawędzić z szanownym sąsiadem. Czegoż się lękasz? On mojego incognito nie zdradzi przed Rakuszanami. I pytający wzrok łagodnie zwrócił ku Eliaszowi, który widząc już z kim miał do czynienia, starał się jak najpowolniejszym okazywać na wszystko.
— Moja droga Anielko — dodał odwracając się do córki — proszę cię, nie miej żadnej obawy, szlachcic czystej krwi szlachcica nie zdradzi. Droga się nam nie będzie wydawać tak długą. Czemubyśmy nie mieli pogawędzić??
Panna Aniela z oczyma błagającemi ciągle, po-