Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad modrym Dunajem.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.

Panter dostrzegł tego, że jego współzawodnik zabiegał około pana Eustachego... i z tej strony uprzedziwszy go, całą mu grę popsuł. Zły był — na wszystkich razem, na siebie nawet, że mimo całej swej zręczności, tak sobie źle poradził, ale najmocniej na neofitę. Tak zwał zawsze Paschalskiego. Nie szło mu już tak bardzo o własne zwycięztwo, pragnął tylko, aby tamtemu się pośliznęła noga.
Nie widział sposobu dalszego działania — na korzyść własną, szło mu już tylko o to, aby Paschalskiemu stołek podstawić.
Do ostudzenia hrabiego Pantera w jego niewczesnych zapałach dla panny Anieli, którą chciał z początku ratować, przyczyniało się teraz wiele ubocznych okoliczności. Rżewskich dwu i pana Eustachego do zwyciężenia było mu za wiele. Ociężały nieco nie rad był chwycić się zadania, któreby niesłychanego wytężenia wszelkich sił wymagało.
Nadewszystko jednak stanowczo nań oddziałało spotkanie drugiego dnia po przybyciu do Wiednia pewnej osoby, która go dawniej mocno zajmowała.
Była to rozwódka po baronie galicyjskim, później wdowa po exministrze austryackim — osoba w wieku nieodgadnionym, oddawna młoda i nie mogąca zestarzeć, miła, rozumna, dowcipna, mająca u dworu stosunki i pono nawet coś majątku. O tem wnosić było można z nader kosztownych toalet, salonu, kamerdynera i na pewnej stopie utrzymywanego domu. Hrabia Panter przed paru laty był nią zachwycony, oczarowany... otwarcie się począł starać o jej rękę, — ale naówczas baronowa (nazwijmy ją Heller) — wymęczywszy dobrze poddeptanego adoratora... dała mu w końcu harbuza, mając jakieś świetniejsze widoki. Para lat upłynęła, hrabia Panter trochę zapomniał o doznanym zawodzie serdecznym, gdy nagle spotkał najniespodziewaniej baronowę