Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad modrym Dunajem.djvu/137

Ta strona została uwierzytelniona.

wien, że dobrze opłacony, tego rodzaju spekulant podejmie się chętnie zabrać pod swą opiekę pana Modesta, i jak najdłużej go w niej trzymać.
Rachuba ta była jednak najzupełniej fałszywą, gdyż, mimo pozorów, dr. S. wcale spekulantem nie był, był z powołania uczonym i badaczem, dom służył mu tylko do czynienia postrzeżeń, z których nie ciągnął częstokroć żadnych korzyści, gotów je był sam opłacać. Był to jeden z tych zapalonych i namiętnych miłośników nauki, którzy choć są rzadcy, spotykają się jednak po świecie.
W gabinecie bardzo obszernym, którego wszystkie ściany zastawione były szafami, książek pełnemi, na których stały odlewy czaszek z różnych epok i krajów, stanowiące rodzaj małego anthropologicznego muzeum — pan Eustachy znalazł siwego już, w okularach jegomości, który go przyjął dosyć zimno, i jakby z rezygnacyą — oderwawszy się od dzieła, w którem był zatopiony...
Posadziwszy gościa na kanapie, dr. S. sam usiadł tuż przy nim, i spojrzawszy na zegarek, sposobił się słuchać, co mu sprowadziło pacyenta.
Pan Eustachy rozpoczął naturalnie od głębokiego westchnienia.
— Łatwo się pan dobrodziej domyślisz, co mnie tu sprowadza... Rodzina moja — rzekł żałośnie — dotkniętą została nieszczęściem wielkiem... Brat mój dostał, skutkiem wrażeń, jakie na nim uczyniły nieszczęścia, które nasz kraj dotknęły, rodzaju obłąkania...
— Jakiż to rodzaj? czem się ono objawia? — zapytał doktor chłodno.
— Brat mój wyobraża sobie, iż jest od Boga zesłanym na ziemię, jakimś nieboszczykiem. W zwykłem życiu i stosunkach jest przytomny, rozsądny, ale jak tylko rozmowa dotknie tego, co kraju i jego losów się tyczy... wraca do swej idée fixe. Tej idei ze szkodą swych i dziecka swego interesów, gotów jest po-