Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad modrym Dunajem.djvu/138

Ta strona została uwierzytelniona.

święcać wszystko. Jestem najbliższym krewnym, wkłada to na mnie obowiązek zajęcia się jego losem. Uprosiłem dziś doktora... aby był łaskaw być u mnie, znajdzie się i więcej osób — brat mój zagadnięty, nieochybnie się wyda z manją swoją. Pana dobrodzieja, który jesteś powagą w podobnych wypadkach, upraszam także, abyś się raczył znajdować, a, co więcej, mam nadzieję, że weźmiesz brata mojego w opiekę... Stan jego majątkowy, zresztą i moje własne fundusze, dozwalają mi, choćby znaczne ponieść koszta... i co do warunków.
Tu doktor S. przerwał nagle, skłonił nieco głowę i rzekł:
— Za pozwoleniem? Czy obłąkanie to bywa gwałtownem, czy się objawia w sposób zagrażający tym, co obcują z chorym?
— Tego nie mogę powiedzieć, — odparł pan Eustachy — ale stan się pogorsza i potrzebuje ratunku.
— Zapewne, nie wiem tylko, odezwał się doktor, czy oderwanie od rodziny, osamotnienie, zmiana warunków życia, będą korzystne czy szkodliwe. Mamy tego przykłady, iż kuracya odosobniająca, odrywająca od domu i osób, do których nawykłym był chory — działa częstokroć niewłaściwie.
Pan Eustachy się trochę zmięszał.
— Zawsze opieka pańska, jego dom, racyonalne postępowanie z chorym, lepsze będą niż nierozumne, choć najczulsze starania córki
— To kwestya, rzekł doktor zimno — to kwestya. Mojem zdaniem w takich razach starczy skazówek osobom rozsądnym i dobrej woli, nadzoru zdaleka. To daleko jest lepszem, niż zamknięcie chorego, które go niebezpiecznie rozdrażnia.
— Przecież pan dobrodziej masz w swej opiece wielu, rzekł pan Eustachy, a ja ośmielam się powtórzyć, że żadna ofiara ciężką nam nie będzie, i że pracę jego potrafimy ocenić wdzięcznem sercem.